Jan Matejko: Jan Baptysta Tęczyński
źródło: Wikipedia
|
JANA KOCHANOWSKIEGO
PAMIĄTKA
WSZYTKIEMI CNOTAMI HOJNIE OBDARZONEMU
JANOWI BAPTYŚCIE, HRABI NA TĘCZYNIE,
BEŁSKIEMU WOJEWODZIE I LUBELSKIEMU STAROŚCIE ETC.
źródło: Wikipedia
Tobie niechaj ta karta będzie poświęcona,
Zacny Hrabia z Tęczyna, którego kwapiona
I niespodziewana śmierć ludzi zasmuciła,
A lamentem i płaczem wszytko napełniła.
Będą drudzy twym kościom grób zacny budować
I twarz twoją w miedzi lać i w marmurze kować;
Miedzy którymi snać też miejsce będą miały
Rymy moje, na łasce bogiń aby trwały.
Wiodłeś swój ród wysoki z domu Tęczyńskiego,
Skąd ustawicznie, jako z konia Trojańskiego,
Jeden po drugim ludzie wielcy wychodzili,
Którzy doma i w polu[2] godni[3] w Polszcze byli.
Pomnią tu pruskie pola,[4] pomni nieszczęśliwa
Warna,[5] gdzie nieśmiertelnej chciwa
Nie tak ostrożnie, jako śmiele się potkała
I zwycięstwo poganom z siebie sławne dała.
Tycheś ty nie chciał wydać,[6] a na swoje lata,
Dosyć młode, zwiedziłeś część niemałą świata,
Przypatrując się pilno wielkich królów sprawie
Tak w pokoju, jako i w żołnierskiej zabawie.
A chociaś był nieprawie[7] jeszcze dorósł wojny,
Szedłeś miedzy lud króla francuskiego zbrojny,
Gdy synowie ojcowskiej wiary popierali,[8]
A dawszy sobie po łbu, potem się jednali.
Kochałeś się w naukach i w piśmie uczonem,
Nie przestając na szczęściu, z ojców zostawionem.
Ale jako cię znacznym fortuna czyniła,
Takeś i dowcipem miał przed inszymi siła,
Przeto, skoroś dojachał kraju ojczystego,
Obraneś[9] posłem zaraz do króla szwedzkiego,
Gdzieś wszytko wedle myśli Pana swego sprawił,
Siebieś poprawdzie troski niemałej nabawił.
Nie dziwuję się, panno zacnego rodzaju,[10]
Żeć się ten gość podobał z dalekiego kraju.
Godzien był za urodą swoją Tytonowe,
Godzien był miejsce zasieść Endymionowe.
Morskie nimfy, po piersi wydawszy się z wody,
Wzdychały, patrząc na twarz i wiek jego młody,
Nieśmiertelnemi laty kupować je chciały;
Próżno, bo wieczne czasy[11] gdzieindziej mu słały.
Tak przed laty Tezeus, chcąc srogiego pożyć[12]
Minotaura, a ciężką dań z ojczyzny złożyć,
Płynął na prędkiej Nawie przez głębokie morze
I stawił się na króla gortynskiego dworze.
Tam, skoro go królewska dziewka[13] oglądała,
Która na wonnem łożu przy matce siedziała,
Jakie mirty nad chłodnym Eurotą się rodzą,
Albo kwiatki rozlicznych farb na wiosnę wschodzą,
Nie drzewiej oka z niego chciwego spuściła,
Aż ognia nieobacznem sercem zachwyciła,
Który w niej wszytkich członków zmacał aż do kości
I rozpalił niebogę w okrutnej miłości.
Wenus, która bogatej Ankonie panujesz,
A frasunkami ludzkie rozkoszy fałszujesz,
Jakowąś[14] nawałnością dziewkę zapaloną
Miotała, urodziwym gościem uszaloną![15]
Jakiej ona bojaźni w sercu używała!
Jako częstokroć bledsza nad złoto bywała,
Gdy przeważny[16] Tezeus, pragnąc ręki podnieść
Na srogi dziw, albo śmierć, albo cześć miał odnieść.
Jednak nie brzydkie Bogu jej objaty były,
Bo, jako na Krępaku[17] wiatr ze wszytkiej siły
Burząc, dąb stary wyparł, a ten, wykręcony
Padł i dobrą część lasu starł na wszystkie strony —
Takżeć mężny Tezeus mieszańca srogiego
Obalił, rogi na wiatr prózno miecącego.
I wyszedł z wielką sławą po nici rozwitej
Z labiryntowych błędów i zdrady zakrytej.
Tęczyński był twój Tezeus, nowa Aryadno!
Który sercem i siłą mógł porównać[18] snadno
Z bohaterskimi syny, lubo pieszo wojny,
Lubo pragnął na koniu nieprzyjaciel zbrojny.
Ten, znając twarz łaskawą i chuć przeciw sobie,
Skłonił także cnotliwe swe serce ku tobie,
Tak, iż jednaki ogień obiema[19] panował,
Jeśli tobie silen był, jemu nie folgował.
Oczy pierwsze poselstwa cicho sprawowały,
A serdecznych tajemnic sobie się zwierzały.
Potem i zobopolna mowa przystąpiła,
On twoim sługą chciał być, a tyś nie gardziła.
Ale kiedy czas przyszedł, że poseł uczciwy
Miał żagle wiatrom podać, twój głos żałościwy
Tem go potkał: Gościu mój, a jeśli nie były
Omylne twoje słowa, i mój mężu miły!
Nierada cię stąd puszczam, a zwłaszcza bez siebie;
Ale iż pospolitej ustąpić potrzebie
Swoja własna rzecz musi, jedź w dobrą godzinę,
A bywaj zaś, póki się łzami nie rozpłynę.
Dalej żal nie dopuścił i płacz znakomity,
Który jej z oczu płynął, jako deszcz obfity.
A Tęczyński, łzy także właśnie ocierając,
I, jako mógł, serdeczną żałość okrywając:
Panno, bądź dobrej myśli, bo, by[20] wszytkie siły
Wietrzne i morskie zaraz[21] na mię się zmówiły,
Nie zatrzymają mego żadną miarą biegu,
A ja się wrychle muszę stawić na twym brzegu.
To rzekł, a całowawszy rękę jej uczciwą,
Wsiadł prosto na okręt swój, tamże kotew[22] krzywą
Żeglarze i pobrzeżną linę odwiązali,
A od brzegu wysoką nawę odbijali.
Teraz się napatrz, panno, kogo widzieć żądasz,
Kto wie jeśli go potem na wieki oglądasz?[23]
Siła nieszczęście może, a nasze rozmysły[24]
Na wyroku niepewnej fortuny zawisły.
Póki go widzieć mogła, oczy w nim trzymała,
Potem na same tylko już żagle patrzała;
Nakoniec, kiedy i on, i żagle zniknęli,
Ledwe na poły żywą słudzy z brzegu wzięli.
A ty, Tęczyński, nosząc swój zastrzał[25] w skrytości,
Szedłeś łodzią po wierzchu morskiej głębokości,
A za przyjaźnią wiatrów i dobrej pogody,
Wysiadłeś na brzeg pruski, krom wszelakiej szkody.
Jechałeś potem ziemią tam, gdzie Wilna[26] cicha
Górę, z wieku sadzoną,[27] potajemnie spycha,
Czyniąc sobie gościniec cichy do siestrzyce,
Której szumny bieg słyszy przez wązkie granice.
Tameś i Pana[28] zastał i poselstwa swego
Słuszny poczet uczynił, a z przyjazdu twego
Dwór, od małych do wielgich, wszytek się radował,
Bo ktoby cię był prze[29] twą ludzkość nie miłował?
Skoro zaś pola śniegiem, a głębokie brody
Mroźna zima przykryła cierpływemi[30] lody,
Niedługoś się na miejscu z towarzystwem bawił,
Bo cię do Finlandyjej Pan znowu wyprawił
Na drogę niebezpieczną, boś musiał iść morzem
Nie takiem, jakie krzywym okrętem więc[31] porzem,
Ale które dziś mrozy lodem ugruntują,
Jutro wiatry szalone zetrą i zwojują.
Ktemu nieprzyjacielskie wojsko tuż leżało;
Ciebie jednak Bóg przewiódł przez złe miejsca cało,
Tak, żeś przedsię oglądał naznaczone[32] kraje
I pana, który tamtym ziemiam prawa daje.
Ten, w swej dawnej nadzieje, nie cierpiąc odwłoki,
Wziął cię za wodza sobie i, swój dwór wysoki
Pożegnawszy, szedł morzem ku polskiej granicy,
Myśląc zacną Królewnę widzieć w swej łożnicy,[33]
A Bóg mu tego życzył. Lecz, o panno święta!
Nieprawieś z ojczyzny swej w szczęsną chwilę wzięta.
Ale zdarzy tenże Bóg, że tego stolicę
Osiędziesz, u któregoś dziś za niewolnicę.
Rychło po tym weselu, cny hrabia z Tęczyna,
Wjachałeś na starostwo swoje do Lublina
Wszem pożądny[34], a tam nie wyszedł czas długi,
Żeś wziął i województwo za swoje posługi.
Ale pomni, coś przyrzekł pięknej Cecylijej
Wonczas, kiedyś na morze wsiadał do Szwecyjej.
Trudno nie pomnieć, miłość w dyamencie ryje
Swe sławne[35] obietnice i pod serce kryje.
Skoroś tedy ojczyste służby złożył z siebie,
Wziąłeś przedsię[36] swe rzeczy, z których ta u ciebie
Przodek miała, abyś był, Imię Pańskie święte
Wziąwszy na pomoc, konał[37] małżeństwo zaczęte.
Przeto, zebrawszy poczet przyjaciół niemały
Tam, gdzie ku niebu patrzą kazimierskie skały,
Puściłeś się do Gdańska po głębokiej Wiśle,
Morze i dalszą drogę mając na umyśle.
Nie wie człowiek, co dobrze, a czasem tak zbłądzi,
Że swe szczęście za wielką niefortunę sądzi.
Pan twego przedsięwzięcia z łaską nie przyjmował,
I przejazd był niepewny, a tyś się frasował.
|